Partyjna impreza w klubie. Na sali 50 osób, a policja nic nie mogła zrobić

Od kilku miesięcy nawet w weekend ulice świecą pustkami. Tej nocy we Wrocławiu było jednak inaczej, a wszystko przez… zebranie partyjne. Właścicielowi nie można odmówić sprytu.
– „Przypuszczam, że w nasze ślady pójdą inne kluby. W ten sposób wspieramy przedsiębiorców. Nie chodzi o omijanie obostrzeń, a o budowanie struktur partii, o której we Wrocławiu jeszcze mało osób słyszało. Nie zgadzamy się na pewne decyzje rządu. W prawie wciąż jest wiele luk” – powiedział Jakub Kuczyński (31 l.), właściciel Boogie Clubu i Wall Street Clubu.
Policja, która o godz. 21, czyli na samym starcie skontrolowała imprezę, nie miała żadnych zarzutów. Lokal spełniał normy sanitarne, a podpisywana na wejściu deklaracja członkowska wystarczyła, by potwierdzić uczestnictwo nie w dyskotece, a w zebraniu właśnie. Druga wizyta była jednak bardziej ostra.
– „Wobec kilkudziesięciu osób, które nie stosowały się do obowiązku zasłaniania ust i nosa oraz nie zachowywały społecznego dystansu prowadzone są już czynności wyjaśniające w związku z naruszeniem przez nie przepisów Kodeksu wykroczeń. Te osoby muszą liczyć się z możliwością otrzymania grzywny w wysokości 1000 złotych, a także o ich zachowaniu poinformowane zostaną służby sanitarne” – wyjaśnia Krzysztof Marcjan z komendy miejskiej policji.
Czy przy stolikach, w barze czy na parkiecie, gdzie przed północą tańczyło ponad 50 osób, dyskutowano o założeniach „Strajku Przedsiębiorców”? Możliwe, ale raczej mało prawdopodobne.
Nietrudno się domyślić, że jeśli członkostwo wiązało się będzie z imprezami, zwolenników będzie jeszcze przybywać. – „Przed pandemią często imprezowałam w pasażu Niepolda. O wydarzeniu dowiedziałam się z Facebooka i szczerze mówiąc wspieram nową partię, bo żal patrzeć jak właściciele klubów czy restauracji tracą swoje biznesy. Politycy mogą się spotykać, kościołów nie zamknęli, więc w czym problem” – mówi 25-letnia Marta.
Twoja reakcja?





Zostaw swój komentarz