Cztery dni prosił, aby pogotowie zabrało jego ojca. „Odszedł w męczarniach”. Dramatyczny list do prezydenta.

„Mówił Pan, że śmiertelność na koronawirusa w Polsce jest duża, bo Polacy nie chcą zgłaszać się do szpitali i trafiają tam za późno – w stanie krytycznym. Chyba Pan nie wie, Panie Prezydencie, jak wygląda rzeczywistość w Polsce, bo żyje Pan w przysłowiowej »bańce«.” – napisał Krzysztof w liście do prezydenta Andrzeja Dudy.
Poniżej znajdziecie całość listu do prezydenta Andrzeja Dudy, który opublikował Onet.pl.
Nie wiem, czy Pan lub pana ludzie oskarżą mnie o znieważenie Pana jako osoby lub urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, ale muszę to napisać…
Mija miesiąc od niepotrzebnej śmierci mojego Taty na COVID-19. Teraz krew już tylko wrze, ale jak słuchałem Pana wypowiedzi w telewizji, a także, gdy przeczytałem Pana wypowiedź na Radzie Gabinetowej na Pana oficjalnej Stronie, to krew mi się zagotowała i długo gotowała. Powiedział Pan:
„Zapytałem ministra zdrowia, dlaczego ta śmiertelność jest tak wysoka. Szanowni Państwo, mogę się zwrócić do moich rodaków tylko z jednym apelem: bardzo proszę, aby nie lekceważyć sytuacji, w której podejrzewają Państwo, że mogą być chorzy na koronawirusa (…). Ludzie zgłaszają się do szpitali w momencie, w którym stan chorobowy jest tak zaawansowany, że to jest dziś absolutnie podstawowa przyczyna śmiertelności – brak odwagi, brak przekonania, by w odpowiednim momencie zgłosić się do szpitala”. I że „Polska ma w tej chwili rezerwy zarówno miejsc w szpitalach, jak i respiratorów do tego, aby pomocy udzielić”. (Link co całości wspomnianego wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy)
Nie wiem, czy Pan lub pana ludzie oskarżą mnie o znieważenie Pana jako osoby lub urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, ale muszę to napisać.
Gani Pan Polaków, że się nie chcą zgłaszać do szpitali, i że jak już to zrobią, to już jest za późno na ratunek. Obarcza Pan Polaków winą za dużą śmiertelność, ponieważ podobno nie chcą się na czas zgłaszać do szpitali! Sami doprowadzają się do ciężkiego stanu i dlatego nie da się ich już uratować. Po prostu ich wina – wina Polaków.
Chyba Pan nie wie, jak wygląda rzeczywistość i żyje Pan przysłowiowej „szklanej bańce”. Opiszę Panu przypadek mojego Taty, który nie jest odosobniony.
W piątek, 19 marca 2021 r., mój 84-letni Tato zaczął gorączkować. W poniedziałek rano, 22 marca, zadzwonił do swojej przychodni i dostał skierowanie na test w kierunku wirusa SARS-CoV-2.
We wtorek, 23 marca, miał pobrany wymaz i nazajutrz – 24 marca, okazało się, że test jest pozytywny – jest to wirus SARS-CoV-2.
Lekarz przez telefon zlecił jakieś leki i Tato miał izolować się w domu. Gorączka była raz większa, raz mniejsza…
Mówił Pan w swoim wystąpieniu o pulsoksymetrach. Jak to Pan powiedział: „takie małe urządzenia nakładane na palec, do pomiaru saturacji krwi, czyli nasycenia tlenem krwi”.
Mój Tata takiego nie dostał od „Państwa”. Natomiast ja, będąc świadomy zagrożenia ze strony choroby COVID-19 oraz niedocenionej roli pulsoksymetru, kupiłem mojemu Tacie pulsoksymetr na jego 84. urodziny. To było w zeszłym roku – w październiku, jeszcze zanim zrobiło się o pulsoksymetrach głośno w TV.
Tata miał urodziny 25 października, ale ja już mu ten pulsoksymetr dałem wcześniej, aby nie leżał bezużytecznie, tylko żeby Tata mógł się z nim zaznajomić, oswoić…
I po prostu wiedzieć, jak się przedstawia jego saturacja o różnych porach dnia, w zależności od samopoczucia, aktywności fizycznej itp. Tata poznał pulsoksymetr i od tamtej pory mierzył sobie saturację, wiedział, jak ona u niego wygląda.
W nocy z 25 na 26 marca, nad ranem, Tacie pierwszy raz odkąd ją mierzył (październik 2020 r.), saturacja spadła poniżej 90 proc. (na 89). Gdy zostałem o tym poinformowany przez jego żonę, zadzwoniłem na 112, aby wezwać pogotowie – by po prostu wezwać pomoc.
Usłyszałem, że pewnie mam „marketowy” pulsoksymetr i nic się złego nie dzieje. Nie umiejąc odpowiedzieć wyczerpująco na zestaw 20 zadawanych mi pytań.
Ponieważ nie mieszkam z Tatą, przekazałem numer telefonu, do miejsca gdzie Tata przebywał.
Pogotowie przyjechało, ale stwierdziło, że saturacja poniżej 90 proc., to jeszcze nie problem, nawet przy potwierdzonym SARS-CoV-2 i 84-latach mojego Taty.
Padały teksty w stylu:
„Nie ma miejsc w szpitalach, co pan chce abyśmy pana zabrali na drugi koniec Polski do szpitala covidowego?”, itp.
Mój Tato dostał tylko jakiś zastrzyk i karetka odjechała.
Dalsza część artykułu na następnej stronie…
Twoja reakcja?





Zostaw swój komentarz