
Białoruski dyktator rozmawiał dziś z ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych o reformie systemu na wypadek potencjalnego konfliktu zbrojnego. Sytuacja jest zła.
– „Nie możemy w “kompaktowym państwie” mieć 200-300 tysięcy sił zbrojnych. Umówiliśmy się, że liczebność naszej armii wynosi 65 tysięcy i na tym poprzestajemy. Ale jeśli dojdzie do konfliktu, a nie daj Boże do wojny, to w Ministerstwie ds. Sytuacji Nadzwyczajnych mamy silnych i godnych zaufania funkcjonariuszy. Oni nie będą tylko pożarów gasić. Strażacy to już przeszłość, oni są ratownikami” – przekazał Łukaszenka.
– „Ich druga funkcja, to ludzie uzbrojeni, którzy w razie wojny będą bronić naszej ojczyzny. A w tym celu muszą posiadać broń. Jaką? Pistolety, automaty, karabiny maszynowe, granatniki. A może wyposażymy ich jeszcze w jakiś ciężki sprzęt? Myślę, że tak” – dodał.
– „Przygotowaliśmy obliczenia, określiliśmy liczbę osób, które możemy w razie potrzeby przekierować i zaczęliśmy ich szkolić, w tym w praktycznym użyciu sił i środków” – stwierdził z kolei minister ds. nadzwyczajnych.
Jak tłumaczy w ramach resortu zostanie stworzona rezerwa osobowa, która w czasie pokoju będzie mogła uczestniczyć w działaniach zbrojnych razem z funkcjonariuszami MSW.
Pilne! Od 1 marca w Polsce zostanie zniesiony obowiązek szczepień.
Źródło: belsat.eu
Twoja reakcja?





Zostaw swój komentarz