Samobójca wyskoczył z ósmego piętra i spadł na wózek z dzieckiem. Duchowny odmówił pogrzebu 2-latka.
Dla każdego z nas śmierć bliskich osób to dotkliwy wydarzenie. Cierpimy, gdy odejdzie ktoś, kogo kochaliśmy. Najgorzej jest jednak, gdy rodzic musi pochować swoje dziecko.
21-miesięczny chłopczyk został zmiażdżony przez samobójcę.
Wszystko zdarzyło się w ukraińskim Zaporożu, w nocy z 31. grudnia na 1. stycznia. 39-latek, który wyskoczył z ósmego piętra, spadł na wózek z 21-miesięcznym dzieckiem. Samobójca nie tylko doprowadził do swojej śmierci, ale także zabił niewolę.
Według sąsiadów w momencie wypadku matka dziecka żegnała się ze swoimi rodzicami, a jej mąż stał kilka metrów dalej z wózkiem, w którym leżał mały chłopiec. Nikt nie podejrzewał, że za parę minut wydarzy się taka tragedia.
Gdy samobójca upadł na wózek, rozległ się ogromny huk, który zaniepokoił wszystkich w okolicy. Anna Polishchuk, matka dziecka wydała z siebie rozpaczliwy krzyk, czym jeszcze bardziej uświadomiła sąsiadów w tym, że stało się coś złego. Mieszkańcy znali Annę, która na co dzień pracowała jako nauczycielka w sierocińcu.
– „Wszyscy głośno się modliliśmy, to było jedyne, co wtedy mogliśmy zrobić – opowiada jedna z sąsiadek.”
Natychmiast wezwano pomoc, ale ratownikom nie udało się uratować dziecka. Obrażenia były na tyle poważne, że chłopiec zmarł w karetce.
Powód samobójstwa 39-latka nie jest znany. Być może był pijany lub pojawiły się inne okoliczności, które przyczyniły się do wypadku. Wiadomo jedynie, że samobójca mieszkał piętro nad młodym małżeństwem.
Małżeństwo chciało zorganizować pogrzeb swojego dziecka w najbliższej cerkwi, która należy do patriarchatu moskiewskiego. Pop odmówił jednak pochówku, tłumacząc, że chłopiec był ochrzczony w cerkwi, która należy do patriarchatu kijowskiego, a to według niego oznaczało, że niemowlę jest „heretykiem” i jego pogrzeb byłby bluźnierstwem.
Jak pop mógł się zachować w ten sposób, gdy rodzice cierpią z powodu utraty ukochanego dziecka?
Twoja reakcja?





Zostaw swój komentarz